Jak zaplanować objazdówkę po Jordanii?

Lista miejsc, których nie można pominąć wyjeżdżając do Jordanii jest prosta i wszystkim znana - Petra, pustynia Wadi Rum, Madaba, Góra Nebo (wzgórze z którego Mojżesz ujrzał Ziemię Obiecaną), Bethany (nad rzeką Jordan, gdzie św. Jan ochrzcił Jezusa), Morze Martwe, ruiny starożytnego miasta Jerash, Amman i Aqaba - kurort nad morzem Czerwonym. Kolejność nieprzypadkowa - bez zwiedzania Petry i nocy spędzonej na pustyni Wadi Rum w beduińskim obozowisku, nie przyznajcie się, że byliście w Jordanii! 




Madaba to urocze, spokojne miasto, zagłębie chrześcijaństwa, słynące z mozaik ułożonych z kolorowych, drobnych, kwadratowych kamyczków (ich historia sięga 6 w n.e.). Z Madaby już rzut beretem do Góry Nebo i Bethany. Jeśli się zepniemy, to zdążymy jeszcze obskoczyć morze Martwe, gdzie w celach zdrowotnych wysmarujemy się błotkiem, kilkanaście minut podryfujemy w wodzie o wysokiej wyporności i przerazimy się jak szybko morze wysycha. 

50 km na północ od Ammanu są ruiny starożytnego miasta Jerash. Sam Amman można sobie odpuścić. Trzy główne atrakcje to starożytny amfiteatr rzymski w środku centrum, które wygląda jak dzielnica nędzy i rozpaczy, cytadela na wzgórzu z ruinami świątyni Herkulesa  i Muzeum Królewskich Pojazdów. Po Ammanie bardzo trudno się porusza, zarówno samochodem (nie radzę tam wjeżdżać, grozi śmiercią lub uszczerbkiem na zdrowiu) jak i pieszo. Niestety Amman jest brudny, zagracony, miejscami wygląda jak slums. Nie jest to widok przyjemny dla oka - chyba że z daleka. Stolica Jordanii jest położona  na górzystym terenie, co z punktu widokowego w cytadeli, wygląda jakby miasto falowało.    

Jerash
 
Amman - widok z Cytadeli

Najpierw opowiem Wam o moim planie podróży, z zastrzeżeniem, abyście go nie realizowali. Nie miał on dużego sensu logistycznego (szczególnie jak się nie wypożycza samochodu). Nie do końca była to nasza wina - w środku wyjazdu anulowano nam jeden nocleg, ale dzięki temu zaliczyliśmy jeszcze pustynię Wadi Rum, czego nie planowaliśmy. To z pozoru nieszczęsne zrządzenie losu okazało się ogromnym fartem, bo wiele byśmy stracili, gdybyśmy tam nie dotarli.

Do Jordanii najlepiej jechać pomiędzy wrześniem, a majem. W czasie wakacji jest tam gorąco jak w piekle. My wyruszyliśmy pod koniec maja i spędziliśmy tam 7 dni. 

NASZA PODRÓŻ

Pierwszego dnia wylądowaliśmy w Jordanii około południa i dotarliśmy do Ammanu shuttle busem. Pierwszy dzień poświęciliśmy na zwiedzanie stolicy. Zaczęliśmy od amfiteatru, który znajdował się vis-a-vis naszego hostelu. Na jego terenie są dwa małe muzea - Muzeum Jordańskiego Folkloru i Muzeum Popularnych Tradycji - oblecenie ich zajęło łącznie 30 minut. Potem przeszliśmy się wzdłuż głównej ulicy, gdzie ciągnęło się targowisko. Wspięliśmy się na Rainbow Street - chyba jedynej estetycznej ulicy w Ammanie z kilkoma nieco bardziej eleganckimi i hipsterskimi lokalami, willami i budynkami administracyjnymi. Weszliśmy na wzgórze z cytadelą, oglądaliśmy starożytne ruiny (m.in. świątyni Herkulesa) i na szybko zwiedziliśmy znajdujące się tam Muzeum Archeologiczne. Niestety, jak dotarliśmy do Muzeum Królewskich Pojazdów, okazało się, że we wtorki jest zamknięte...

Amfiteatr rzymski w Ammanie

Ruiny świątyni Herkulesa

targowisko przy głównej ulicy w centrum Ammanu

Kolejnego dnia rano złapaliśmy, za niecałego dinara, rozklekotanego, obskurnego, acz uroczego w swojej brzydocie minibusika i wybraliśmy się z Ammanu do Madaby. Zwiedzaliśmy ruiny kościołów ozdobione słynnymi mozaikami, odwiedziliśmy uczennice Instytutu Konserwacji Mozaik w czasie zajęć, połaziliśmy po bazarze, pojechaliśmy taksówką do Góry Nebo (Mont Nebo). Wróciliśmy autostopem, bo kierowca taxówki chciał od nas kupę kasy za czekanie. Zawiózł nas do Góry Nebo za 8 JOD, po czym zażądał 30 JOD za to, że poczeka około 40 minut aż skończymy zwiedzać i nas odwiezie do Madaby. Nie zgodziliśmy się, ryzykując, że będziemy wracać 10 km z buta wzdłuż asfaltowej drogi. Niestety, pod górą Nebo bardzo ciężko jest złapać taxówkę. Wyruszyliśmy na piechotę do Madaby. 

podłoga w ruinach kościoła św. Marii w Madabie z VI wieku n.e.

mozaika w Madabie

Góra Nebo

W pewnym momencie zauważyło nas dwóch gości siedzących na murku i jedzących w dość niesanitarnych warunkach lunchyk (rozłożyli jedzenie w reklamówkach i na plastikowych talerzykach na zakurzonym asfalcie) i zaproponowali, że nas podwiozą do Madaby. Najpierw jednak przez pół godziny spożywaliśmy z grzeczności z nimi wspomniany posiłek próbując się porozumieć (panowie się nie spieszyli). Jeden wyglądał bardzo menelowato, do tego czkał z przejedzenia. Drugi wzbudzał swoim wyglądem większe zaufanie. Cóż, jak się łapie autostopa, a tym bardziej jak autostop łapie Ciebie, trzeba liczyć się z tym, że albo wygrasz wszystko albo przegrasz wszystko... Panowie okazali się mili i podrzucili nas do Madaby.  

Z Madaby do pustyni Wadi Rumu nie ma żadnych bezpośrednich połączeń. W związku z tym, rano wybraliśmy się rozklekotanym minibusikiem z powrotem do Ammanu (około godziny drogi). Chcieliśmy złapać turystycznego JETT busa z Ammanu do Aqaby i stamtąd minibusem dotrzeć do Wadi Rum. Podróż zajęłaby pół dnia, dotarlibyśmy na pustynię w najlepszym razie o 21:00, ale takie rozwiązanie opłacało się finansowo, bo bilet na JETT busa kosztował 8,60 JOD za przejazd (7th Circle w Ammanie - Aqaba), a przejazd minibusem z Aqaby do Wadi Rum kilka dinarów. Jak dotarliśmy do biura i postoju JETT busów, okazało się przy kasie, że wszystkie bilety na przejazd Amman-Aqaba zostały zarezerwowane (trzeba było zrobić to wcześniej przez Internet!). Czekaliśmy pół godziny do odjazdu, licząc, że ktoś zrezygnował, ale niestety bus ruszył bez nas. W końcu podbił do nas młody taksówkarz i zaproponował, że nas zawiezie do Wadi Rum za 70 JOD. Nie mieliśmy wyboru. Kolejny JETT bus odjeżdżał do Aqaby dopiero o 16:30, bylibyśmy na miejscu w nocy i niewiadomo było czy złapiemy o późnej godzinie minibusa (wtedy będziemy musieli wziąć taxę). Plusem zaakceptowania oferty taksówkarza było to, że już w 4 godziny byliśmy w Wadi Rumie i spędziliśmy tam popołudnie i wieczór, podziwiając zachód słońca z pustynnej skały.

Zachód słońca na pustyni Wadi Rum

Mijamy wielbłądy na pustyni Wadi Rum

Pustynny Mały Most 

Logistyka w Wadi Rum wygląda następująco: najpierw trafiamy do Visitor Center, gdzie okazujemy Jordan Pass i wypisujemy się w biurze Policji Turystycznej. Potem taksówkarz powinien zostać wpuszczony przez bramę do rezerwatu i zawieść nas na parking w wiosce beduińskiej, która wygląda jak opuszczony slums, oddalonej od Visitor Center o około 5 km. Z parkingu odbiorą nas pickupem nasi Beduini, w których obozowisku zostajemy na noc. Obozowiska wyglądają z grubsza tak samo, ale różnią się nieco usługami, jakie oferują nasi Beduini. W namiocie "komunalnym" z kominkiem nasi Beduini przygotowali dla nas pokaz z instrumentami i tańcami, rozlewali gorącą słodką herbatę do małych szklaneczek, przygotowali nam ucztę z tradycyjnymi potrawami. Następnego dnia wywieźli nas pickupem (siedzieliśmy na metalowym stelażu-ławeczce na pace) na pustynię, obwożąc przez 4 godziny po najbardziej atrakcyjnych punktach. 

pickup Beduinów

Wieczór u Beduinów

Na pustyni poznaliśmy parę - Maltańczyka i Portugalkę, którzy zgodzili się nas zabrać za 20 JOD swoim wynajętym samochodem do Petry (tak się złożyło, że też tam planowali pojechać). Dotarliśmy późnym popołudniem. Udało nam się kupić bilety na Petra by Night, czyli spacer pod gwiazdami wzdłuż kanionu do słynnego Skarba w Petrze w świetle lampionów. Po pokazie świetlnym wróciliśmy do naszego obozowiska stylizowanego na beduiński w Little Petra za 8 JOD (około 10 km). Odległość od Petry to niestety spory minus naszego noclegu, ale samo obozowisko miało swój niepowtarzalny klimat. Następnego dnia nasi gospodarze zaaranżowali nam taxówkę za 5 JOD do Petry i pozwolili zostawić bagaże w obozowisku pod ich nadzorem. Po Petrze łaziliśmy od 9:00 do 16:00. Po 16:00 podjechała pod Visitor Center taxówka (zorganizowana przez gospodarzy), pojechaliśmy po bagaże do obozowiska i wyruszyliśmy nad morze Martwe (50 JOD). Jechaliśmy ponad 3 godziny i na wieczór dotarliśmy do wcześniej zarezerwowanego hotelu. 

Petra by night

Widok z beduińskiego obozowiska niedaleko Małej Petry

Wzdłuż Morza Martwego ciągną się hotele z ogrodzonymi fragmentami plaży i basenami. Z terenu hotelu można wyjść na asfaltową drogę, a po drugiej stronie drogi jest piach. Nie ma gdzie wyjść na spacer. Właściwie można siedzieć tylko na terenie hotelu lub na plaży, co powoduje uczucie izolacji. Tam radzę nie rezerwować więcej niż 1 nocy, bo się wynudzicie jak mopsy. W końcu ile można smarować się zdrowotnym błotem, opalać i pluskać w basenie? My urozmaiciliśmy sobie czas wycieczką do Muzeum Morza Martwego i na taras widokowy. Dotarliśmy tam z hotelu Uberem za 3 JOD, a w drugą stronę nie mogliśmy złapać. Taksówkarz żądał od nas najpierw 40 JOD, a potem obniżył cenę do 30 JOD... 

Taras widokowy nad Morzem Martwym

Ruszyliśmy z buta w dół asfaltową serpentyną, kiedy zatrzymał się Pan ledwo zipiącym samochodem wyglądającym podobnie jak te do przewozu kóz. Zaczeliśmy dosłownie staczać się siłą rozpędu z góry jakieś 20 km/h. Pulchny Pan o ciemnej karnacji nie umiał ani słowa po angielsku, ale i tak zagadywał po arabsku. Rzucałam do niego pojedyncze słowa w tym języku, co go bardzo bawiło. Koniecznie chciał, abyśmy zrobili sobie z nim selfiaczka Zostawił nas na rozdrożu, jak się w końcu sturlaliśmy na dół. Akurat stał patrol policji, który zaczął się z nas śmiać i przyjaźnie zagadywać. Zatrzymali dla nas inny przypadkowy samochód, aby zawiózł nas do hotelu. Prowadził go kierowca pracujący na planie filmowym w Wadi Rum (tam często korzystają z marsowego krajobrazu pustyni do kręcenia filmów ze scenami w kosmosie np. "Gwiezdne Wojny" czy "Marsjanina"). Akurat wracał z planu filmowego (tytuł filmu "June"). Jego zadaniem było wożenie celebrytów (mogłam wziąć autograf 😉) 

Ostatniego dnia rano chcieliśmy dotrzeć na lotnisko. W recepcji zaproponowano nam taxi za 35 JOD. Sprawdziliśmy, że jak wyjdziemy do głównej drogi, to uda nam się złapać Ubera za 15 JOD. Niestety, jak już przeszliśmy te 2 km, okazało się, że żaden Uber akurat tamtędy nie przejeżdżał. Do miasta (kilka budynków pzy jednej ulicy) oddalonego o kilkanaście km w kierunku lotniska złapaliśmy autostopa. Potem zatrzymał się koleś z pustym mini busikiem, który zaproponował, że zawiezie nas na lotnisko za "fiveteen dollars". Po dotarciu na lotnisko, językiem migowym i za pomocą słowa pisanego na smartfonie, dowiedzieliśmy się, że miał na myśli 50 JOD. Odmówiliśmy mu, wkurzył się, ale zostawił nas w spokoju. Cena była o tyle bezczelna, że za Ubera z samego hotelu zapłacilibyśmy 15 JOD...

PLAN PODRÓŻY po przejściach

Gdybym miała drugi raz organizować podróż do Jordanii, mój plan zwiedzania wyglądałby tak:
DZIEŃ 1 - Amman + Jerash
DZIEŃ 2 - Madaba + Góra Nebo + Bethany
DZIEŃ 3 - Morze Martwe + Muzeum Morza Martwego
DZIEŃ 4 - Petra
DZIEŃ 5 - pustynia Wadi Rum
DZIEŃ 6 - Aqaba
DZIEŃ 7 - powrót

TRANSPORT

WYPOŻYCZENIE SAMOCHODU - koszt za 7 dni to około 1000 zł. Do tego dochodzi kilka JOD ubezpieczenia i paliwo  - 1 L kosztuje około 5,60 zł. Za zostawienie samochodu gdzie indziej niż w miejscu odbioru - ponad 30 JOD. 

Wypożyczenie samochodu to bardzo wygodna opcja. W Jordanii trzeba się bardzo dużo przemieszczać, więc samochód ułatwia nam sprawę. 

Wzdłuż Jordanii ciągną się autostrady, po których kierowcy jeżdżą stosunkowo wolno i bezpiecznie. Trzeba tylko uważać na progi zwalniające i przechodzące ulicą zwierzęta np. psy, owce, kozy... Minusem jest też to, że autostrady nie są też dobrze doświetlone. Pod żadnym pozorem nie należy wjeżdżać samochodem do Ammanu, chyba że mamy nerwy ze stali, niespotykany refleks i znamy tamtejsze prawo dżungli. Po Madabie, zachowując zasadę ograniczonego zaufania, jeździ się raczej bezproblemowo.


Samotny pan idący autostradą

 JETT BUS

Oficjalny bus turystyczny. Możemy nim dotrzeć w dwie strony z Ammanu do Aqaby i z Ammanu do Petry. Ceny wahają się od 8,60 do 18,50. Odjeżdżają o konkretnych godzinach, kilka ray na dobę. Najlepiej wcześniej zabookować, aby mieć pewność, że się do niego wsiądzie. Rozkład jazdy dostępny jest na oficjalnej stronie JETT busa.

MINIBUSY

Urocze, rozklekotane minibusy jadą przez miasto 30/h trąbiąc na pieszych. Kierowca zbiera po drodze pasażerów, po czym rozpędza swój pojazd do 100 km/h i mknie między miastami. Patrole policji mu niestraszne, bo uśmiechnięty policjant wchodzi, poklepuje go po kumpelsku po plecach, żartują i policjant wychodzi. Przejazd kosztuje mniej niż dinara, na dalszych trasach 3-4 JOD. Zwykle odjeżdżają jak minibus jest pełny (można czekać nawet godzinę). Trzeba tylko wcześniej sprawdzić skąd odjeżdżają, a w miejscu docelowym krzyknąć, że chce się wysiąść. Minibusy jeżdżą na pewno na trasie Amman-Madaba. 

Minibus mknący przez Amman

Nasz minibus od środka

TAXI

Bardzo łatwo złapać i jeszcze łatwiej dać się złapać - na kosmiczną cenę. Tam gdzie się da, korzystajcie z Ubera (pewna, miarodajna cena). Negocjujcie, choć i tak na tym stracicie. Przykładowe koszty przejazdu taxówek: Amman - pustynia Wadi Rum - 70 JOD; Petra - Morze Martwe - 50 JOD; Amman-Madaba - 10 JOD, Madaba - Góra Nebo - 8 JOD.

Policzyłam, że my łącznie na transport za dwie osoby wydaliśmy około 225 JOD czyli jakieś 1220 zł.

NOCLEGI

Wszystkie noclegi zarezerwowaliśmy na bookingu. Zadowolenie było różne.

Hostele były w cenie 160-180 zł za noc (pokój dwuosobowy). 

W Ammanie nocowaliśmy w samym centrum, w hostelu Zaman Ya Zaman na przeciwko amfiteatru rzymskiego. Do hostelu wiodły bajeczne, kolorowe schodki. 


Rozczarowaniem był nasz pokój. "Dwuosobowy pokój z prywatną łazienką" wyglądał tak:


W Madabie zatrzymaliśmy się w hostelu Moab z fajnym tarasem. Znajdował się przy głównej ulicy, praktycznie vis-a-vis kościoła św. Grzegorza.

Obydwa hostele miały w cenie śniadanie (bułeczki, dżem, słone sery, pikantne oliwki, omlet na ciepło, naleśniki, jajka na twardo).

Na pustyni Wadi Rum nocowaliśmy w obozowisku beduinów Desert Shine i mogę go polecić z czystym sumieniem. Za 45 JOD za osobę mieliśmy nocleg w namiocie, ucztę wieczorną, pokazy, śniadanie i 4-godzinną wycieczkę jeepem po pustyni. Początkowo cena miała być 60 JOD, ale kazali nam odwołać rezerwację i okazało się, że na wycieczkę uzbierała się grupa 6 osób, więc obniżyli cenę.

Namiot bardziej wyglądał jak pokój. Był wystarczająco przestronny, solidny, z drzwiami i wykładziną. Można było po nim swobodnie chodzić. Na terenie obozowiska znajdowała się porządna łazienka z panelami słonecznymi i jedną ścianą przylegającą do skały. Był też duży namiot "komunalny", gdzie gospodarze przygotowali dla nas wypaśną kolację (m.in. z paleniska wykopanego w dole ziemi, przykrytego pokrywą, wyjęli po zmieceniu piasku i zdjęciu koca, coś co wyglądało jak piętrowy koksownik z pieczonym kurczakiem i warzywami). Potem były pokazy gry na instrumentach, trochę tańcy, kominek i gorąca, słodka herbata w małych szklaneczkach. Następnego dnia rano śniadanko z wieloma przysmakami do wyboru (jajka, humus, przyprawione jogurty, marmolady, warzywa, słodkości takie jak baklawa). Zebraliśmy naszą 6-osobową ekipę (my, wspomniana wcześniej para - Maltańczyk i Portugalska i dwie kobiety z Białorusi i Rosji) i wyruszyliśmy na ekscytującą wycieczkę na pace pickupa po pustyni.  

Obozowisko Beduinów

Wnętrze namiotu na pustyni Wadi Rum 

Pod Petrą, a bliżej tzw. Małej Petry, ok. 10 km od Visitor Center, zatrzymaliśmy się w obozowisku Seven Wonders Bedouin Camp. Odległość do Petry była jedynym minusem, bo musieliśmy płacić 5-8 JOD za taxi. Miejsce było bardzo klimatyczne. Wzgórze nad obozowiskiem oświetlone lampionami, na środku miejsce na ognisko z ogromnym, ciężkim czajnikiem herbaty. Wszystko urządzone w orientalnym stylu. Gospodarze byli bardzo pomocni.


Nad Morzem Martwym, z braku wyboru, zatrzymaliśmy się w hotelach all-inclusive. Pierwszej nocy spaliśmy w Dead Sea Spa Hotel, a drugiej w Ramada Resort, z tym że ten drugi podobał nam się bardziej (ze względu na estetykę, otoczenie i plażę). Nad Morzem Martwym niestety nie da się zarezerwować noclegu gdzie indziej niż w drogim hotelu ze spa (około 500 zł za dwuosobowy pokój). Sporo niemieckich i austriackich emerytów spędza tam po kilka tygodni, aby wcierać w siebie błoto i korzystać ze spa. Radzę nie spędzać tam więcej niż 1 nocy z powodów ekonomicznych i rozrywkowych.


Mam nadzieję, że moja relacja i wskazówki organizacyjno-logistyczne okażą się dla Was przydatne 😊 Trzymam kciuki za bezproblemowy, ekscytujący i oszczędny plan podróży 😜

 



     

   

Komentarze

Popularne posty